w

Za każdym razem mój syn staje po stronie swojej żony. Byłam w szoku, gdy poznałam jego narzeczoną, a teraz nie wiem co robić.

Nie potrafię oprzeć się refleksjom nad tym, jak skomplikowane potrafią być relacje rodzinne, szczególnie między rodzicami a ich dorosłymi dziećmi. W moim przypadku sytuacja stała się jeszcze bardziej złożona, gdy do równania dołączyła żona mojego syna, Mikołaja. Mimo że zawsze starałam się być dla niego wsparciem, a dla Julii, jego żony, szanować jej odmienność, nasze kontakty daleko odbiegają od tego, czego bym oczekiwała.

Z biegiem czasu zrozumiałam, że każde moje działanie spotyka się z coraz większym dystansem. Każda sugestia, rada czy próba wsparcia napotyka na mur obronny, który Mikołaj stawia w obronie swojej żony. Gdy próbuje zasugerować mu, że coś może wymagać poprawy, niezmiennie słyszę: „Mamo, Julia wie, co robi, nie martw się”. I choć chciałabym wierzyć, że ma rację, moje serce podpowiada mi inaczej.

Niełatwe początki z synową

Od samego początku relacja z Julią nie należała do najłatwiejszych. Kiedy Mikołaj po raz pierwszy przyprowadził ją do naszego domu, nie mogłam ukryć zaskoczenia. Jej wygląd i sposób bycia zupełnie odbiegały od tego, co wyobrażałam sobie dla mojego syna. Miałam nadzieję, że to tylko chwilowa fascynacja, która przeminie. Jednak ich związek przetrwał, a wkrótce zaskoczyli mnie informacją o ślubie.

W kolejnych latach starałam się zachować dystans. Nie chciałam narzucać się, dlatego nasze kontakty ograniczały się do grzecznościowych rozmów i sporadycznych spotkań. Wszystko zmieniło się, gdy na świat przyszedł mój wnuk, Pawełek. Wtedy moje próby zbliżenia do synowej stały się bardziej intensywne, jednak niestety przyniosły skutek odwrotny do zamierzonego.

Matka kontra młoda matka

Narodziny wnuka były momentem, który wyzwolił we mnie naturalną chęć pomocy i wsparcia. Sądziłam, że Julia będzie z tego korzystać, zwłaszcza że to ich pierwsze dziecko, a ja mam już swoje doświadczenie w wychowaniu. Niestety, już pierwsze dni po przyjściu Pawełka na świat pokazały, że Julia nie jest zainteresowana moimi radami. Kiedy zwróciłam uwagę na jej długie paznokcie, które w moim przekonaniu mogły być niebezpieczne dla dziecka, otrzymałam krótką odpowiedź: „Mam to pod kontrolą”.

W kolejnych miesiącach próbowałam delikatnie sugerować pewne zmiany w opiece nad Pawełkiem, zwłaszcza w kwestii jego diety. Julia uparcie twierdziła, że Pawełek „nie lubi zup”, co było dla mnie niezrozumiałe, bo u mnie zawsze chętnie je jadł. Każda moja próba rozmowy na ten temat kończyła się niepowodzeniem, a Mikołaj, zamiast wysłuchać, stawał po stronie żony. Czułam, że tracę wpływ na wnuka, a moja relacja z synową stawała się coraz bardziej napięta.

Uzależnienie od technologii czy zaniedbanie?

Ostatnio moje obawy przybrały zupełnie nowy wymiar. Julia coraz częściej jest pochłonięta swoim telefonem. Nawet kiedy przebywa z Pawełkiem, jej uwaga jest skupiona na mediach społecznościowych, a nie na dziecku. Kiedy kilka tygodni temu odwiedziłam ich, byłam świadkiem sytuacji, która mocno mną wstrząsnęła.

Przechodząc obok placu zabaw, zauważyłam Julię siedzącą na ławce z nosem w telefonie. Pawełek bawił się w piaskownicy, a ona nie zwracała na niego uwagi. W pewnym momencie wnuk oddalił się poza ogrodzenie placu, zbliżając się do jezdni. Na szczęście szybko zareagowałam i chwyciłam go, zanim mogło dojść do tragedii. Kiedy podeszłam do Julii, aby zwrócić jej uwagę, wpadłam w gniew: „Przestań w końcu korzystać z telefonu, zacznij pilnować swojego dziecka!”

Sytuacja zakończyła się kłótnią, a Julia po prostu odwróciła się i odeszła, zostawiając mnie z gorzkim poczuciem bezsilności.

Ciche dni i rozczarowanie

Od tamtej pory relacje z synową uległy całkowitemu załamaniu. Julia przestała odbierać moje telefony, a Mikołaj, kiedy próbuję z nim rozmawiać, tylko powtarza, że „przesadzam” i że „Julia doskonale radzi sobie z wychowaniem Pawełka”. Mam jednak wrażenie, że nie widzi tego, co ja – braku odpowiedzialności, który w moich oczach jest nie do przyjęcia.

Minęło już kilka tygodni, odkąd widziałam mojego wnuka. Nikt nie odwiedza mnie, a każda próba kontaktu kończy się niepowodzeniem. Czuję, że tracę nie tylko wnuka, ale i mojego syna, który całkowicie zamknął się na moje argumenty.