Zawsze z pasją podchodziłam do swojej pracy, dlatego podczas urlopu macierzyńskiego odczuwałam coraz silniejszą tęsknotę za powrotem do obowiązków zawodowych. Zanim jednak mogłam wrócić na swoje miejsce, musiałam najpierw zająć się kluczowym zagadnieniem: zapewnieniem opieki nad naszą córeczką, Kasią.
Początkowo planowałam, aby zapisać ją do przedszkola dopiero, gdy skończy trzy i pół roku, więc z mężem zaczęliśmy rozważać możliwość zatrudnienia niani. Choć takie rozwiązanie wiązało się z dodatkowymi wydatkami, przy mojej pensji wydawało się to wykonalne.
Mój mąż miał jednak inny pomysł. Zasugerował, że jego matka, która niedawno straciła pracę, mogłaby zająć się wnuczką. Choć początkowo byłam sceptycznie nastawiona do tego pomysłu, z czasem zgodziłam się na ten układ, mając nadzieję, że okaże się on korzystny.
Opieka babci: początki pełne nadziei
Teściowa przyjęła naszą propozycję z radością, wręcz ze łzami w oczach, obiecując, że opieka nad Kasią będzie dla niej przyjemnością i nie oczekuje za to wynagrodzenia. Po chwili wahania jednak zgodziła się na symboliczne wynagrodzenie, które jej zaproponowaliśmy.
Przez pierwsze sześć miesięcy wszystko funkcjonowało jak w zegarku. Teściowa przychodziła rano, a wieczorami wracaliśmy do domu, gdzie zawsze czekała na nas uśmiechnięta córka. Teściowa dbała o nią: spacerowała, karmiła, układała do snu. Czułam się spokojna, a jednocześnie wdzięczna za tę pomoc, nawet jeśli wymagała od nas finansowego wsparcia.
Nagła zmiana planów: niespodziewana rezygnacja
Jednak pewnego dnia nasza sielanka się zakończyła. W poniedziałek, gdy spieszyłam się do pracy, teściowa, która zawsze była punktualna, nagle się nie pojawiła. Zaniepokojona zadzwoniłam do niej, a usłyszane słowa wprowadziły mnie w szok: znalazła nową pracę. Bez żadnego uprzedzenia, bez rozmowy.
Odmówiła mi pomoc, a ja musiałam w trybie pilnym znaleźć inne rozwiązanie. Jej krótka wiadomość, że „muszę znaleźć nianię”, zabrzmiała jak kpina. W rezultacie musiałam prosić swojego szefa o dzień wolny, co w obliczu nagromadzonych obowiązków okazało się nie lada wyzwaniem.
Awaryjne rozwiązanie i szybkie zmiany
W ciągu następnego tygodnia sytuację ratowała nasza sąsiadka, która była na urlopie macierzyńskim i mogła zaopiekować się Kasią do południa. Później jedno z nas musiało przerywać pracę, aby przejąć obowiązki. Jednak takie rozwiązanie było jedynie tymczasowe.
Wiedzieliśmy, że musimy przyspieszyć plan związany z zapisaniem Kasi do przedszkola. Po wizytach u lekarzy i dopełnieniu formalności, nasza córeczka w końcu zaczęła uczęszczać do przedszkola. Choć placówka znajdowała się z dala od naszego domu, dzięki pomocy znajomych udało nam się zdobyć miejsce.
Nieoczekiwany powrót teściowej
Gdy w końcu wydawało się, że życie wraca na właściwe tory, nagle zjawiła się teściowa. Pewnego poranka, gdy przygotowywałyśmy się z Kasią do przedszkola, otworzyłam drzwi i zobaczyłam ją z uśmiechem na twarzy, jakby nic się nie wydarzyło.
Zapytała, czy Kasia naprawdę musi iść do przedszkola, sugerując, że mogłaby znowu zająć się wnuczką. Jednak nasza córeczka, podekscytowana nadchodzącym występem w przedszkolu, z entuzjazmem odpowiedziała, że nie chce rezygnować z zajęć. W tej sytuacji postanowiłam stanowczo odmówić teściowej powrotu do jej wcześniejszej roli.
Okazało się, że teściowa nie dogadała się w nowej pracy i po prostu odeszła, licząc, że wszystko wróci do dawnych ustaleń – z nami płacącymi jej za opiekę nad Kasią.
Nieoczekiwane żądania
Wieczorem czekała mnie kolejna niespodzianka. Teściowa zaproponowała, że przepisze swoje mieszkanie na Kasię, pod warunkiem, że oddamy jej nasze oszczędności. Twierdziła, że w przyszłości nasza córka będzie potrzebować własnego lokum, a ona nie będzie żyła wiecznie.
Z jednej strony, była to atrakcyjna oferta, z drugiej jednak, nie mogłam się zgodzić na takie rozwiązanie. Nasze oszczędności miały posłużyć nam do zakupu własnego mieszkania, a czekanie na chwilę, gdy Kasia odziedziczy lokal po babci, wydawało mi się całkowicie absurdalne.
Decyzje, które mogą zmienić wszystko
Mój mąż opowiedział się po stronie matki, co dodatkowo pogłębiło nasz konflikt. Teściowa, kończąc rozmowę, stwierdziła, że to ja niszczę naszą rodzinę. Mimo tego nie zamierzam zmieniać swojego stanowiska. Jeśli sytuacja się nie poprawi, nie widzę innego wyjścia niż rozwód.
Podzielimy się majątkiem, a mąż będzie mógł zamieszkać z matką i jej „genialnymi” pomysłami. Mam nadzieję, że w końcu zdrowy rozsądek zwycięży i uda nam się znaleźć wspólne rozwiązanie, które będzie satysfakcjonujące zarówno dla nas, jak i dla naszej córki.