w

Nie mogłam wybaczyć swojej mamie nawet przed śmiercią. Nie potrafiłam tego zrobić nawet gdy zachorowała.

Moje dzieciństwo było naznaczone brakiem ojca, który zniknął z naszego życia, gdy miałam zaledwie sześć lat. Po jego odejściu niemal całkowicie zerwał kontakt, a wychowanie mnie spadło wyłącznie na barki mojej matki. Niestety, jej podejście daleko odbiegało od troski i ciepła, które mogłyby mi pomóc przetrwać ten trudny czas. Zamiast wsparcia, spotkałam się z surową dyscypliną i brakiem emocjonalnej bliskości.

Każdy, nawet najmniejszy błąd, był surowo karany, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Często słyszałam, że jestem „nieudacznikiem”, podobnie jak mój ojciec. Strach przed powrotem do domu stał się codziennym towarzyszem mojego życia, a wieczory, zamiast spokoju, przynosiły napięcie i obawy przed kolejną falą krytyki.

Samotność i bezradność

W pewnym momencie, desperacko szukając ratunku, postanowiłam zwrócić się do ojca. Miałam nadzieję, że może on zabierze mnie z tego miejsca pełnego zimna i emocjonalnych ran. Spotkałam się z nim, by opowiedzieć o tym, jak trudne życie prowadzę z matką. Zamiast wsparcia, ojciec złożył obietnicę, której nigdy nie dotrzymał – obiecał, że porozmawia z nią, a potem zniknął na kolejne dwa lata.

Nie wiem, czy rzeczywiście próbował coś zrobić, ale moje życie nie uległo żadnej poprawie. Matka, wykształcona i zajmująca wysokie stanowisko, była przekonana, że surowe wychowanie i nieustanne krytykowanie to jedyna słuszna droga, bym osiągnęła coś w życiu. Dla niej był to sposób na przygotowanie mnie na wyzwania dorosłości, ale dla mnie było to źródło niekończącej się traumy.

Żelazne zasady i brak ciepła

Dom, w którym dorastałam, nigdy nie dawał mi poczucia bezpieczeństwa. Każdy dzień był bitwą, w której matka zawsze triumfowała, narzucając swoje rygorystyczne reguły. W jej przekonaniu, dyscyplina i bezwzględność miały mnie wzmocnić, ale w rzeczywistości przyniosły jedynie ból. Dla niej było to dowodem odpowiedzialności, dla mnie – źródłem cierpienia.

Zamiast miłości i wsparcia, na które czekałam, codziennie spotykałam się z chłodem i nieustannym osądzaniem. Czułam się, jakbym była nieustannie oceniana i nigdy nie spełniała jej oczekiwań. Każda moja porażka stawała się dowodem na to, że nie jestem w stanie osiągnąć niczego wartościowego.

Odejście matki i nierozwiązane rany

Relacje z matką nigdy się nie poprawiły. Kiedy miałam 28 lat, po długiej walce z chorobą nowotworową, moja matka zmarła. Nawet wtedy, w obliczu śmierci, była przekonana, że uda jej się pokonać chorobę. Kiedy jednak ból stał się zbyt wielki, zwróciła się do mnie z prośbą o przebaczenie.

Wyraziła skruchę, tłumacząc swoje surowe zachowanie tym, że działała z miłości i troski, chcąc dla mnie jak najlepiej. Jednak ja, wciąż pełna gniewu i bólu, nie byłam w stanie jej wybaczyć. Moje słowa były pełne żalu – powiedziałam jej, że moje życie zostało zniszczone przez jej decyzje, a dzieciństwo stało się koszmarem, z którego nie mogłam się uwolnić.

Refleksja i żal po latach

Teraz, patrząc wstecz, żałuję, że nie potrafiłam wtedy zdobyć się na przebaczenie. W tamtej chwili wydawało mi się, że gniew był jedynym sposobem na pokazanie matce, jak bardzo mnie skrzywdziła. Jednak dziś zastanawiam się, czy nie dodałam jej jeszcze więcej cierpienia w ostatnich chwilach życia.

Czy mogłam postąpić inaczej? Może powinnam była powiedzieć, że jej wybaczam, choćby po to, by uwolnić ją od cierpienia, które towarzyszyło jej do końca. Zamiast tego, pozostałam z poczuciem pustki i żalem, który wciąż mnie dręczy. Teraz, gdy jej już nie ma, obawiam się, że gdziekolwiek jest, cierpi jeszcze bardziej z powodu mojego gniewu i odmowy przebaczenia.

Czuję, że przegapiłam szansę na zamknięcie tego rozdziału. Teraz jest już za późno, by coś zmienić, a wspomnienia o mojej matce i niewypowiedziane słowa przebaczenia pozostaną ze mną na zawsze, nie dając spokoju.