Kiedy poznałam Krystiana, wiedziałam, że ma za sobą burzliwą przeszłość, w tym małżeństwo i dziecko z poprzedniego związku. Nie stanowiło to jednak dla mnie żadnej przeszkody, a wręcz przeciwnie – cieszyłam się, że dba o relacje ze swoim synem. W moich oczach to świadczyło o jego odpowiedzialności i dojrzałości, co czyniło go doskonałym partnerem na przyszłość.
W naszym związku wszystko rozwijało się spokojnie. Po roku postanowiliśmy się pobrać, a ja, mając 23 lata, byłam pełna nadziei i planów na przyszłość. Nie spieszyłam się z myślą o macierzyństwie – priorytetem była dla mnie kariera, zwłaszcza że Krystian, już będący ojcem, mógł mnie zrozumieć i wspierać w moich zawodowych ambicjach.
Presja na dziecko
Jednak z biegiem czasu coraz częściej pojawiały się rozmowy o dziecku. Krystian zaczął sugerować, że nasze małżeństwo nie będzie kompletne bez potomstwa. Tłumaczył, że dopiero wtedy staniemy się prawdziwą rodziną. Chociaż nie byłam jeszcze gotowa na takie zmiany, presja rosła, zarówno ze strony mojego męża, jak i mojej mamy, która nieustannie powtarzała, że im wcześniej zdecyduję się na dziecko, tym lepiej – nie tylko dla zdrowia, ale także dla przyszłych relacji rodzinnych.
Czułam się z każdej strony nakłaniana do macierzyństwa, a głosy o konieczności szybkiego podjęcia decyzji stawały się coraz głośniejsze.
Decyzja o dziecku
Pod wpływem narastających oczekiwań postanowiłam, że nie będę już dłużej zwlekać. Doszłam do wniosku, że prędzej czy później i tak zdecydujemy się na dziecko, więc nie ma sensu odkładać tej decyzji w czasie. Praca nie przynosiła mi wtedy wielkich wyzwań, a Krystian otwarcie mówił, jak bardzo chciałby mieć drugie dziecko.
Kiedy zaszłam w ciążę, mąż był niesamowicie szczęśliwy. Na każdym kroku wspierał mnie i dbał o moje samopoczucie. Chodził ze mną na wizyty lekarskie, organizował potrzebne rzeczy dla naszego przyszłego syna – wszystko wydawało się idealne. To był czas, kiedy czułam, że nasze życie zmierza w dobrym kierunku.
Zmiana po narodzinach dziecka
Narodziny naszego syna przewróciły moje życie do góry nogami. Całkowicie skupiłam się na opiece nad noworodkiem, oddając mu całą swoją energię i uwagę. Tymczasem Krystian, zamiast zaangażować się w wychowanie naszego dziecka, wciąż poświęcał większość swojego czasu starszemu synowi. Tłumaczył, że nasz maluszek jest jeszcze zbyt mały, by spędzać z nim dużo czasu, i że w miarę jak podrośnie, więcej uwagi będzie mu poświęcać.
Na początku próbowałam to zrozumieć. W końcu dziesięciolatek potrzebował ojca w zupełnie inny sposób niż niemowlę. Ale wkrótce zaczęłam dostrzegać, że te tłumaczenia nie mają końca i stają się wymówką, by unikać większego zaangażowania w życie naszego synka.
Brak zaangażowania męża w życie naszego syna
Nasz syn rósł, ale Krystian nie zmieniał swojego zachowania. Nadal większość weekendów spędzał ze starszym synem, a nasz mały chłopiec był jakby na marginesie jego codziennego życia. Gdy próbowałam zainicjować rozmowę o tym, że nasz syn również potrzebuje ojcowskiej uwagi, mąż zawsze znajdował jakieś usprawiedliwienie. Starszy syn przechodził trudny okres, potrzebował więcej wsparcia, a ich więź była dla niego kluczowa.
Niemniej jednak bolało mnie, że nasz syn był traktowany drugorzędnie. Było to szczególnie trudne do zaakceptowania, biorąc pod uwagę fakt, że Krystian sam naciskał, bym została matką, a teraz, gdy miał drugie dziecko, wydawał się zupełnie niezaangażowany.
Mąż usprawiedliwia swoje działania
Za każdym razem, gdy próbowałam wyjaśnić swoje uczucia, mąż tłumaczył, że jego starszy syn wymaga teraz szczególnej uwagi. Twierdził, że nie chce, by chłopiec czuł się odrzucony w obliczu nowej rodziny. Tłumaczył, że nasz maluch jest jeszcze za mały, a ich więź z czasem się umocni. Choć próbowałam to zrozumieć, czułam się coraz bardziej osamotniona.
Oczywiście, starszy syn też potrzebował ojca, ale nie mogłam pogodzić się z tym, że nasz wspólny syn był pomijany. Zaczęłam odczuwać, że jestem sama w wychowaniu naszego dziecka, podczas gdy Krystian skupiał się wyłącznie na pierwszym synu.
Nadchodzące rozczarowanie
Czas mijał, a obietnice mojego męża, że sytuacja się zmieni, gdy nasz syn podrośnie, nie miały odzwierciedlenia w rzeczywistości. Zawsze pojawiała się kolejna wymówka – starszy syn miał problemy, potrzebował ojcowskiego wsparcia, jego matka sobie z nim nie radziła. Tymczasem nasz syn dorastał bez ojca, a ja z każdym dniem czułam narastającą frustrację i żal.
Zastanawiałam się, dlaczego Krystian tak bardzo naciskał na to, byśmy mieli dziecko, skoro teraz nie był w stanie znaleźć dla niego miejsca w swoim życiu.
Coraz częściej myślę o rozstaniu
W obliczu tego wszystkiego zaczęłam zastanawiać się nad sensem naszego małżeństwa. Coraz częściej przychodziła mi do głowy myśl, że może rozwód byłby jedynym sposobem, by Krystian zrozumiał, że nasz syn również zasługuje na jego uwagę. Może dopiero wtedy, gdybyśmy się rozstali, mój mąż dostrzegłby, jak ważny jest jego czas spędzony z młodszym dzieckiem.
Każdego dnia ta myśl coraz bardziej zakorzeniała się w mojej głowie. Przestałam wierzyć, że nasza rodzina może funkcjonować jako pełna, jeśli jedno z naszych dzieci zawsze pozostaje w cieniu.