Zastanawiam się, czy nie ponoszę odpowiedzialności za to, jak wygląda moje życie. Może gdybym potrafiła lepiej bronić własnych granic, wszystko potoczyłoby się inaczej. Dziś, mając trzydzieści lat, wciąż nie żyję na własnych zasadach. Mieszkam z matką, podporządkowując się jej wymaganiom i lękom.
Nawet wyjście z domu na zwykłe spotkanie z przyjaciółmi to dla niej powód do paniki. Matka, w obawie o moje bezpieczeństwo, często wpada w histerię. Potrafi dzwonić do znajomych, a czasami nawet do lekarzy, w obawie, że coś mi się stanie.
Dzieciństwo w cieniu matczynej kontroli
Mój ojciec nigdy nie był częścią mojego życia, a matka unikała tematów związanych z nim. Wspomnienia z dzieciństwa wiążą się głównie z ciągłymi chorobami, które odizolowały mnie od rówieśników. Cierpiałam na ospę, krztusiec, szkarlatynę – każda choroba stawała się pretekstem do dalszego zamknięcia mnie w domu.
Matka poświęciła całe swoje życie, aby zapewnić mi opiekę. Nawet nie podjęła pracy, mimo że miała wykształcenie. Naszym utrzymaniem zajmowali się dziadkowie, a matka była przy mnie każdego dnia, dbając o moje zdrowie.
Świat pełen ograniczeń
Życie pod jednym dachem z nadopiekuńczą matką oznaczało nieustanną kontrolę. Każda drobna przypadłość stawała się powodem do nakładania kolejnych zakazów. Zwykłe skaleczenie, siniak czy ból gardła prowadziły do kolejnych ograniczeń. Po upadku i otarciu kolana matka nie pozwalała mi wychodzić na podwórko przez długi czas. Lodów mogłam się tylko domyślać, bo każda infekcja była pretekstem do zakazu spożywania zimnych rzeczy.
W efekcie dorastałam, zamknięta w czterech ścianach, pozbawiona swobody, jaką miały inne dzieci. Stało się to moją codziennością, a świat poza domem wydawał się coraz bardziej odległy.
Muzyka zamiast relacji
Po ukończeniu szkoły poszłam w ślady matki i zostałam nauczycielką fortepianu. To ona od najmłodszych lat uczyła mnie gry, co ostatecznie doprowadziło mnie do ukończenia szkoły muzycznej. Jednak moja edukacja przebiegała w izolacji – matka ograniczała moje kontakty towarzyskie, twierdząc, że inni mogą mnie zranić.
Większość wolnego czasu spędzałam samotnie, otoczona książkami i muzyką. Chodziłam na koncerty, odwiedzałam teatry, wyobrażając sobie, że jestem bohaterką powieści z innej epoki. Moje życie toczyło się w zamkniętym kręgu, a brak przyjaciół stawał się coraz bardziej dotkliwy.
Praca z dziećmi i samotność
Studia nie przyniosły większych zmian. Dzięki pomocy dziadka dostałam posadę nauczycielki fortepianu w szkole muzycznej. Choć praca dawała mi satysfakcję, poza nią nie miałam życia towarzyskiego. Kontakty z innymi ludźmi były sporadyczne, a relacje z przyjaciółkami stawały się coraz bardziej powierzchowne.
Matka wciąż narzucała mi rygorystyczne zasady, przez co moje znajomości były rzadkie i ograniczone. Nawet najbliższe koleżanki widywałam bardzo rzadko, bo każda próba spotkania była traktowana przez matkę jak potencjalne zagrożenie.
Pierwsze uczucie i brutalna rzeczywistość
Kilka lat temu zakochałam się po raz pierwszy. Nowy nauczyciel gitary, który przyszedł do naszej szkoły, wywołał u mnie uczucia, których wcześniej nie znałam. Jednak nasza relacja zakończyła się szybciej, niż się zaczęła, głównie z powodu matki.
Nasze pierwsze spotkanie zamieniło się w koszmar, bo matka dzwoniła do mnie co chwilę. Czułam się upokorzona i przytłoczona. Gdy podczas kolejnej randki wyłączyłam telefon, matka wpadła w panikę, obdzwaniając szpitale i policję, myśląc, że coś mi się stało.
Nieudana próba uwolnienia się
Po tym zdarzeniu podjęłam próbę wyprowadzki. Moja przyjaciółka zaoferowała mi wsparcie, twierdząc, że muszę w końcu zacząć żyć na własnych zasadach. Początkowo starałam się zerwać z matką kontakt – ignorowałam jej telefony, odpowiadałam jedynie zdawkowymi wiadomościami.
Niestety, nie było to łatwe. Matka pojawiła się w mojej pracy, próbując wywołać awanturę. W końcu trafiła do szpitala, co sprawiło, że poczułam się winna i odpowiedzialna za jej stan. Nie wiedziałam, jak poradzić sobie z tym poczuciem winy.
Powrót do dawnego życia
Ostatecznie wróciłam do domu. Moja przyjaciółka ostrzegała mnie, że jeśli znowu ulegnę, nigdy nie wyrwę się z tego układu. Miała rację. Znowu żyję według zasad matki – wspólne wyjścia do teatru, sanatoria, a moje życie towarzyskie praktycznie nie istnieje.
Każdy dzień wygląda tak samo. Nie mam żadnych relacji z mężczyznami, a spotkania z koleżankami są coraz rzadsze. Choć marzę o wolności, lęk przed reakcją matki paraliżuje mnie i powstrzymuje przed podjęciem decyzji o zmianie.
Niepewność jutra
Pragnę wreszcie postawić granice i zacząć żyć na własnych warunkach. Marzę o niezależności, ale obawiam się, że jeśli to zrobię, matka może zachorować lub nawet umrzeć. To poczucie odpowiedzialności wciąż mnie paraliżuje.
Mam wrażenie, że moje życie stanęło w miejscu, a ja boję się, że już nigdy nie odzyskam wolności.