w

Gwiazdy filmów dla dorosłych rywalizują ze sobą o to, która ma na swoim koncie więcej zaliczonych facetów.

W świecie internetowej rozrywki granice przesuwają się coraz dalej, a uwagę odbiorców coraz trudniej utrzymać bez wyraźnego elementu szoku. Bonnie Blue i Lily Phillips doskonale zdają sobie z tego sprawę. Obie zbudowały swoje rozpoznawalne marki na platformie OnlyFans i od dłuższego czasu funkcjonują w przestrzeni medialnej nie tylko jako twórczynie, lecz także jako rywalki. Ich relacja przypomina nieustający pojedynek, w którym każda kolejna odsłona musi być głośniejsza, bardziej kontrowersyjna i szerzej komentowana niż poprzednia.

Choć z zewnątrz może wyglądać to jak zwykła internetowa przepychanka, w rzeczywistości mamy do czynienia z przemyślaną strategią przyciągania uwagi. W tej rywalizacji niemal każdy temat staje się pretekstem do porównań – a jednym z najbardziej elektryzujących okazała się liczba partnerów, z którymi obie kobiety deklarują, że miały kontakt w ramach głośnych wyzwań.

Szok jako narzędzie budowania zasięgów

Na przestrzeni lat dało się zauważyć pewien schemat. Gdy jedna z nich publikuje treści, które wywołują poruszenie, druga niemal natychmiast odpowiada czymś jeszcze bardziej spektakularnym. To nie jest przypadek. W epoce viralowych nagłówków i krótkiej uwagi odbiorców najbardziej cenioną walutą stała się skala – im większa liczba, im bardziej niewiarygodny rekord, tym większa szansa na viral.

Wraz z rozwojem ich karier na OnlyFans pojawiła się tendencja do organizowania coraz większych, zbiorowych przedsięwzięć. Początkowo chodziło o wyzwania, które same w sobie miały przyciągać uwagę. Z czasem jednak liczby zaczęły rosnąć do poziomu, który dla wielu osób wydaje się wręcz abstrakcyjny.

Pojedynek na rekordy

Jednym z momentów przełomowych w tej rywalizacji był publiczny spór o to, która z kobiet jako pierwsza wpadła na pomysł przekroczenia symbolicznej granicy tysiąca partnerów w ciągu jednego dnia. Lily Phillips otwarcie mówiła, że to ona planowała taki ruch jako element swojej strategii medialnej. Jednak zanim zdążyła go zrealizować, Bonnie Blue ogłosiła, że w ciągu zaledwie 12 godzin miała kontakt z 1 057 osobami.

Ten komunikat natychmiast obiegł internet, wywołując lawinę komentarzy, memów i nagłówków. W odpowiedzi Lily postanowiła pójść krok dalej. Jej własne wyzwanie zakończyło się deklaracją liczby 1 113 osób w tym samym przedziale czasowym. W ten sposób wyścig o „większy szok” nabrał jeszcze większego tempa.

Internetowe liczby i ich znaczenie

Dla postronnych obserwatorów cała sytuacja może wydawać się groteskowa, a nawet absurdalna. Jednak w realiach współczesnych mediów cyfrowych liczby pełnią funkcję symboli. Nie chodzi wyłącznie o faktyczną treść wydarzeń, lecz o to, jak są one odbierane, komentowane i rozpowszechniane.

Zarówno Bonnie, jak i Lily doskonale rozumieją, że każda kolejna publikacja musi przebić poprzednią. To spirala, w której stawka rośnie, a granica „wystarczającego szoku” przesuwa się coraz dalej. W efekcie temat liczby partnerów stał się nie tylko elementem ich wizerunku, lecz także osią całej medialnej narracji.

Kto ma „więcej”? Próba podsumowania

W naturalny sposób pojawiło się pytanie, które od miesięcy krąży po forach i mediach społecznościowych: która z nich ma obecnie wyższy całkowity „body count”? Choć same zainteresowane nie publikują precyzyjnych statystyk, obie od czasu do czasu rzucają szacunkowe liczby, podsycając ciekawość odbiorców.

@bonniieblue_xoxo 1057 pleased men later and Bonnie Blue's parents are more than proud #bonnieblue #bonnieblue1000 ♬ original sound – Bonnie

Bonnie Blue sugerowała w wywiadach i relacjach, że jej łączna liczba zbliża się do granicy dwóch tysięcy. Z kolei Lily Phillips oceniała, że w jej przypadku może to być nawet ponad 2 100. Jeśli wierzyć tym deklaracjom, to właśnie Lily może obecnie prowadzić w tym nieformalnym zestawieniu.

Rywalizacja czy marketing?

Warto jednak zadać sobie pytanie, na ile ta rywalizacja jest autentycznym konfliktem, a na ile elementem starannie zaplanowanej strategii marketingowej. W świecie influencerów i twórców internetowych „konflikt” często bywa paliwem dla algorytmów. Im więcej emocji, tym większe zasięgi, a im większe zasięgi, tym większe przychody.

Nie można wykluczyć, że publiczne porównania i wzajemne „przebijanie się” są w dużej mierze grą pod publikę. Odbiorcy dostają spektakl, media – chwytliwe tematy, a twórczynie – kolejne fale zainteresowania, które przekładają się na realne korzyści finansowe.

Reakcje odbiorców: fascynacja i zmęczenie

Reakcje internautów są skrajnie podzielone. Jedni z zapartym tchem śledzą każdy nowy komunikat, traktując rywalizację Bonnie i Lily jako rodzaj reality show rozgrywającego się w czasie rzeczywistym. Inni wyrażają zmęczenie ciągłym podnoszeniem poprzeczki i pytają, dokąd to wszystko zmierza.

Pojawiają się też głosy krytyczne, wskazujące, że skupienie się wyłącznie na liczbach prowadzi do spłycenia przekazu i redukowania człowieka do statystyki. Niezależnie jednak od opinii, trudno zaprzeczyć jednemu – temat skutecznie przyciąga uwagę.

Co dalej w tym wyścigu?

Patrząc na dotychczasowy rozwój wydarzeń, można przypuszczać, że to jeszcze nie koniec. Jeśli historia czegoś uczy, to tego, że w tej rywalizacji zawsze znajdzie się sposób, by pójść o krok dalej. Pytanie brzmi, czy odbiorcy będą wciąż gotowi reagować z takim samym zainteresowaniem, czy też nastąpi moment przesytu.

Jedno jest pewne: zarówno Bonnie Blue, jak i Lily Phillips doskonale opanowały sztukę przyciągania uwagi. Niezależnie od tego, która z nich „prowadzi” w liczbach, obie wygrywają tam, gdzie liczy się najbardziej – w zasięgach, rozpoznawalności i zdolności do wywoływania dyskusji.

Podsumowanie bez sensacji

Choć temat może wydawać się błahy lub kontrowersyjny, stanowi interesujący przykład mechanizmów rządzących współczesnym internetem. Rywalizacja Bonnie Blue i Lily Phillips pokazuje, jak bardzo narracja oparta na szoku potrafi zdominować przestrzeń medialną. A pytanie o to, „kto ma więcej”, staje się w gruncie rzeczy pytaniem o granice uwagi odbiorców – i o to, jak daleko twórcy są gotowi się posunąć, by jej nie stracić.