w

Synowa odpoczywała na porodówce, a my musieliśmy opiekować się wnukami. Zrobiła to specjalnie!

Każda babcia pragnie pomagać swojej rodzinie i w miarę możliwości wspierać najbliższych, zwłaszcza gdy pojawiają się dzieci. Jednak czasami, choć intencje są jak najlepsze, pomoc może przybrać formę, która z czasem staje się nie do zniesienia. Moja historia to przykład, jak wsparcie może nieoczekiwanie przerodzić się w ciężar.

Mój syn ma zwyczaj mówić: „Mamo, tylko ty nas uratujesz!” – i jak w takiej sytuacji odmówić? Czuję się potrzebna, ale codzienność coraz bardziej mnie przytłacza.

Choroba synowej i nieustająca opieka nad wnukami

Kilka tygodni temu moja synowa, Iwona, zaczęła chorować. Z pozoru nic poważnego – zwykłe przeziębienie z objawami, jak gorączka czy ból gardła. Niestety, szybko przekształciło się to w coś bardziej poważnego. W 41. tygodniu ciąży, straciła węch i smak, co spowodowało, że lekarz zalecił pilną wizytę w szpitalu. Było jasne, że poród jest blisko, ale dla nas oznaczało to coś jeszcze – pełną opiekę nad dwójką małych wnuków.

Od tego momentu ja i mój mąż przejęliśmy na siebie opiekę nad czteroletnim i dwuletnim chłopcem. To ogromna odpowiedzialność i nie lada wyzwanie. Maluchy są pełne energii, a ich codzienne potrzeby wymagają pełnego zaangażowania. Dla nas, starszych ludzi, jest to coraz bardziej wyczerpujące.

Brak odpoczynku i niekończące się obowiązki

Odkąd Iwona trafiła do szpitala, moje życie zamieniło się w ciągłą pracę. Kiedy dzieci są w domu, nie mam ani chwili dla siebie. Codzienność to nieustanna opieka, gotowanie, sprzątanie, pranie i dbanie o to, by dom funkcjonował. A to wszystko z poczuciem, że nie mam nawet czasu na oddech.

Mój mąż wraca z pracy późnym wieczorem, co daje mi chwilę wytchnienia, ale to nie koniec obowiązków. Kiedy on zajmuje się wnukami, ja zabieram się za prace domowe, przygotowując się na kolejny dzień pełen wyzwań. Każda minuta jest zaplanowana, a zmęczenie coraz bardziej daje o sobie znać.

Czy to wszystko było konieczne?

Rozumiem, że Iwona musiała pojechać do szpitala – w końcu ciąża to wyjątkowy stan, który wymaga odpowiedniej opieki. Jednak z każdym kolejnym dniem coraz częściej zadaję sobie pytanie, czy nie można było tego rozwiązać inaczej. Przecież każda ciąża kończy się porodem, a ja czuję, że zbyt długo dźwigam ciężar odpowiedzialności za opiekę nad wnukami.

Mój syn i synowa zdecydowali się na trzecie dziecko, co samo w sobie jest radością, ale obecna sytuacja budzi we mnie obawy. Jak Sandra, bo tak nazywamy moją synową, poradzi sobie z trójką dzieci, skoro ja z dwójką ledwo daję radę?

Długotrwały pobyt w szpitalu i narastająca frustracja

Iwona jest w szpitalu już od dwóch tygodni, czekając na poród. Dla niej to czas odpoczynku, czekania, oglądania seriali i rozmawiania na forach, a ja tymczasem codziennie zmagam się z obowiązkami w domu. Zastanawiam się, dlaczego nie jest w domu, gdzie poród mógłby nastąpić w bardziej naturalnych warunkach. Zamiast tego jej pobyt w szpitalu przeciąga się, a ja mam coraz mniej sił.

Moja rola babci, która kiedyś dawała mi ogromną radość, zaczyna być coraz bardziej obciążająca. Codziennie walczę z uczuciem zmęczenia i stresem, próbując utrzymać porządek i opiekować się dziećmi, jednocześnie martwiąc się o synową.

Trudne rozmowy z synem

Każdego wieczoru, gdy w końcu udaje mi się położyć dzieci spać, próbuję porozmawiać z moim synem. Chcę dowiedzieć się, jak się czuje Sandra, czy w końcu urodziła. Niestety, odpowiedzi są zawsze takie same: „Nie, jeszcze nie. Wszystko w porządku, lekarz mówi, że trzeba czekać.” Ta sytuacja powtarza się każdego dnia, a ja coraz bardziej tracę cierpliwość.

Zastanawiam się, czy rzeczywiście konieczne było tak długie czekanie w szpitalu. W mojej rodzinie kobiety zazwyczaj rodziły szybko, bez długotrwałych hospitalizacji. Dlaczego więc w naszym przypadku wszystko musi wyglądać inaczej?

Granice pomocy i oczekiwania wobec babci

Chociaż doskonale rozumiem, że Sandra potrzebuje odpoczynku, aby być gotową na poród, czuję, że moje możliwości są na wyczerpaniu. Mój syn i synowa zawsze zapewniali mnie, że poradzą sobie sami, a teraz, gdy sytuacja się skomplikowała, cała odpowiedzialność spadła na mnie.

Mój syn mówi mi, że Sandra nie może wrócić do domu, a ja mam być cierpliwa. Ale jak długo jeszcze mogę wytrzymać w takiej sytuacji? Czuję się, jakbym utknęła w niekończących się obowiązkach, których nie mogę już dłużej unieść.

Kiedy pomoc staje się ciężarem

Coraz częściej mam wrażenie, że granice mojej cierpliwości zbliżają się do końca. Z jednej strony obiecałam, że pomogę, ale nie spodziewałam się, że sytuacja tak długo będzie trwała. Każdy dzień to nowe wyzwania, a ja z każdym kolejnym krokiem czuję, że tracę siły.

Sandra naprawdę potrzebuje opieki medycznej, a ja to rozumiem. Ale to ja płacę cenę za ten długi pobyt w szpitalu, dźwigając na swoich barkach opiekę nad wnukami i codzienne obowiązki. Czasem czuję, że nie mam innego wyjścia, ale jednocześnie jestem coraz bardziej zmęczona tym, że wszyscy liczą na mnie.

Kiedy skończy się moja cierpliwość?

Każdy dzień wydaje się nie mieć końca, a ja tracę siły. Czy Sandra w końcu urodzi? A może wróci do domu? Tego nie wiem. Ale jedno jest pewne – nigdy wcześniej nie czułam się tak zmęczona swoją rolą babci jak teraz.