w

34-latka podpaliła dziecko, które urodziła kilka tygodni wcześniej. Maluch umierał w męczarniach.

Dramatyczna historia wstrząsnęła małą wiejską społecznością w województwie łódzkim. Trzytygodniowa dziewczynka straciła życie w wyniku pożaru, który okazał się wynikiem przerażającego czynu matki. Całe zdarzenie rzuca pytania o naturę i motywy tego makabrycznego aktu.

Kilka tygodni temu, straż pożarna została wezwana do stawienia czoła pożarowi w jednej z wiejskich posiadłości. Po przybyciu na miejsce, strażacy zastali stodołę w ogniu, z gęstym dymem wydobywającym się z okna mieszkania. Dla strażaków od samego początku sytuacja była podejrzana, ponieważ oba budynki znajdowały się w pewnym odstępie od siebie, co wydawało się uniemożliwiać przeniesienie ognia z jednego budynku na drugi.

Największym dramatem okazała się jednak odkryta wewnętrzna tragedia. W domu, który był objęty pożarem, znaleziono zwęglone ciało trzytygodniowej dziewczynki. Pomimo natychmiastowej interwencji strażaków, niestety nie udało się uratować życia niemowlęcia. Lekarz, który przybył na miejsce, potwierdził jego śmierć.

Przez ponad 12 godzin trwała walka strażaków z płomieniami. W akcji udział wzięło aż 40 strażaków oraz 12 pojazdów strażackich, w tym 7 wozów gaśniczych. Na miejscu pojawił się również specjalista od pożarów, który szybko doszedł do jednoznacznego wniosku: pożar był wynikiem podpalenia.

Wstrząsające jest, że matka dziewczynki, 34-letnia kobieta, została aresztowana po ujawnieniu przerażającej prawdy. Na początku tłumaczyła, że była na zewnątrz, gdy wybuchł pożar, i nie mogła uratować swojego dziecka. Jednak później przyznała się do okropnego czynu – podpalenia swojego własnego noworodka.

Obecnie motywy tej makabrycznej zbrodni nie zostały jeszcze ujawnione publicznie, a dochodzenie wciąż trwa. To tragiczne zdarzenie pozostawiło wiele pytań bez odpowiedzi, a mieszkańcy tej niewielkiej wsi pozostają w szoku i żałobie po stracie niewinnego dziecka, które miało zaledwie 20 dni życia.